Carl Zeiss Batis 18 mm f/2.8 - test obiektywu
3. Budowa i jakość wykonania
Niniejsza tabela pozwoli porównać nam testowanego Batisa do innych pełnoklatkowych instrumentów o ogniskowej 15–20 mm i świetle f/1.8–2.8. W oczy rzuca się niska waga Batisa. Przy masie 330 g jest niewiele cięższy od Pentaksa smc FA 20 mm f/2.8 i jednocześnie dwukrotnie lżejszy od Irixa. Konstrukcja optyczna nie jest zbyt skomplikowana – Nikkor o identycznych parametrach ma więcej soczewek. Lekkość testowanego obiektywu wzbudza obawy o jakość zastosowanych materiałów. Mając do czynienia z wieloma obiektywami firmy Zeiss, zwykle odnosiliśmy przy nich wrażenie obcowania z czymś pancernym i niezniszczalnym. Tutaj tego wrażenia zabrakło.
Na poniższym zdjęciu Batis 2.8/18 (pierwszy z lewej) stoi obok swojego brata o parametrach 2/25 oraz Sonnara 1.8/55 FA.
Testowany obiektyw rozpoczyna się metalowym bagnetem, który otacza styki i wykonane z tworzywa sztucznego czarne okienko o rozmiarach 29×24 mm. Okienko to osłania wewnętrzny tubus obiektywu, który jest ładnie wyczerniony i zmatowiony, ale też wykonano go z tworzywa sztucznego. To trochę tłumaczy zaskakująco małą wagę obiektywu, który z zewnątrz jest metalowy, a w środku zawiera sporo elementów plastikowych.
Tylna soczewka jest nieruchoma i ma średnicę około 2 cm. Nie ma ona jednak przekroju kołowego, bo umieszczono ją w kolejnym okienku o rozmiarach trochę mniejszych od samej soczewki. Od strony bagnetu nie widać żadnych szpar ani elementów elektroniki. Obiektyw jest uszczelniony i odporny na wnikanie kurzu oraz zachlapania.
Właściwy korpus obiektywu rozpoczyna się czarnym metalowym pierścieniem, którego średnica zwiększa się szybko wraz z oddalaniem od bagnetu. Znajdziemy na nim niebieską kropkę ułatwiającą mocowanie obiektywu do aparatu, oznaczenie bagnetu (E-mount), nazwę i numer seryjny obiektywu oraz informację, że wyprodukowano go w Japonii.
Idąc dalej natrafiamy na pierścień do manualnego ustawiania ostrości. Ma on szerokość 15 mm i jest w całości pokryty gładką gumą. Bardzo dobrze przylega ona do palców, dzięki czemu praca z pierścieniem jest komfortowa. Ma jednak tę drobną wadę, że łatwo łapie zanieczyszczenia. Zakres pracy pierścienia zależy od prędkości obrotu. Gdy kręcimy nim szybko, przejedziemy całą skalę, wykorzystując kąt około 150 stopni. Kręcąc wolno, jesteśmy w stanie dojść do prawie 250 stopni. Obie wartości pozwalają na bardzo precyzyjne nastawy.
Ponad pierścieniem znajdziemy okienko ze skalą odległości i głębi ostrości. Okienko to nic innego jak wyświetlacz ciekłokrystaliczny, który uruchamia się dopiero w momencie, gdy włączymy aparat i przełączymy go w tryb manualnego ustawiania ostrości. Wtedy ujrzymy w nim wyświetloną odległość, na którą ustawiona jest ostrość i zakres głębi.
Pamiętajmy, że obiektyw zużywa wtedy energię z baterii, która w Sony A7R II i tak jest mocno eksploatowana przez elektronikę aparatu. Dodatkowo świecenie skali w dzień nie stanowi problemu, ale jeśli używamy obiektywu w nocy, może denerwować.
Na tym samym gładkim i metalowym pierścieniu, na którym widnieje okienko ze skalą odległości, znajdziemy jeszcze dwa loga firmy Zeiss umieszczone po bokach.
Na samym końcu obiektyw lekko się poszerza i przechodzi w bagnet do mocowania osłony przeciwsłonecznej. Przednia soczewka jest nieruchoma i ma średnicę 39 mm. Otacza ją napis „ZEISS Distagon 2.8/18 ⌀77 T*” oraz nierotujące mocowanie filtrów o średnicy 77 mm.
Jak już wspomnieliśmy wcześniej, testowany obiektyw to 11-elementowy Distagon, z soczewkami ułożonymi w 10 grup.
Wśród nich warto wymienić 5 elementów wykonanych ze specjalnego materiału (kolor fioletowy na schemacie), 2 z asferycznymi powierzchniami (kolor jasnoniebieski) oraz 2 będące połączeniem specjalnego szkła z technologią asferyczną (na schemacie elementy prążkowane).
Kupujący dostaje w zestawie oba dekielki i tulipanową osłonę przeciwsłoneczną. Szkoda, że obiektyw nie ma żadnego futerału. Przy cenie 6500 zł, jaką musimy za niego zapłacić, taki dodatek byłby wręcz pożądany.