Konferencja prasowa - Olympus E-30
1. Konferencja prasowa Olympusa - 5 listopada 2008 r., Warszawa
E-30 był dostępny z cała gamą obiektywów Zuiko. Do lustrzanki można było więc podpinać najtańsze 3.5/35 czy 2.8/25, trochę droższe 2.0/50, 14-54 mm, 11-22 mm oraz najbardziej zaawansowane, a przez to najdroższe 3.5/8, 7-14 mm, 14-35 mm, 35-100 mm, 2/150 i 90-250 mm. W zestawie znalazła się też przedprodukcyjna wersja najnowszego ZD 9-18 mm.
Ponieważ mieliśmy do czynienia z przedprodukcyjnym egzemplarzem, nie możemy nic powiedzieć o jakości zdjęć. Czy nowa 12-megapikselowa matryca zaoferuje coś więcej niż dotychczasowe 10-megapikselowe? Z odpowiedzią na to pytanie musimy zaczekać do momentu testu aparatu lub pierwszych zdjęć wykonanych finalnym modelem. Póki co, producent chwali się, że najnowsza matryca oferuje dynamikę tonalną na poziomie obecnie produkowanych matryc typu CMOS formatu APS-C o liczbie 10-12 milionów pikseli. Najnowszy sensor ma dodatkowo charakteryzować się niskim zużyciem energii, co ma umożliwić stałą pracę w trybie Live View.
Gdy pojawiły się pierwsze zapowiedzi odnośnie lustrzanki leżącej pomiędzy E-3 a E-520, a równolegle z nimi pojawił się Panasonic G1 z matrycą o 12 megapikselach "na pokładzie", dla wielu było sprawą raczej oczywistą, że lustrzanki systemu 4/3 zaczną mieć teraz 12 megapikseli zamiast 10. Takie czasy, że tnie się koszty tam gdzie można. A robienie takich samych matryc jednocześnie do lustrzanek najprostszych i najdroższych widocznie się firmie opłaca. Czy opłaca się użytkownikom? To już sprawa dyskusyjna. O ile w najtańszym segmencie ilość megapikseli może być lepem na mniej zorientowanych klientów, to w sprzęcie klasy E-30 i E-3, ważniejsza jest jakość obrazu, a nie megapiksele. Możemy podejrzewać, że gdyby E-30 miał 8-10 megapikseli wykonanych we współczesnej technologii zamiast 12, dawałby lepszy obraz niż w obecnej sytuacji. Trzeba tutaj bowiem pamiętać o jednej rzeczy. Owe 12.2 megapikseli w E-30 odpowiada gęstością aż 20.2 megapikseli na matrycy APS-C o mnożniku 1.5. To jasno pokazuje, że w wyścigu na megapiksele system 4/3 cierpi najmocniej i w jego interesie jest zastopowanie go na jak najniższym poziomie. Dlaczego Olympus tego nie robi w najbardziej zaawansowanych lustrzankach, adresowanych do świadomych fotoamatorów, którzy wiedzą, że piksele to nie wszystko, pozostaje dla nas zagadką. Należy zatem mieć nadzieję, że nowa matryca i nowy procesor dadzą jednak radę i obraz E-30 będzie zadowalał nawet wybrednych użytkowników. Naprawdę szczerze trzymamy za to kciuki, bo nowy Olympus, z umiejętnie dobraną ceną, może być silnym przeciwnikiem dla konkurentów.
Jeśli już wspomnieliśmy o procesorze, pójdźmy za ciosem i powiedzmy coś więcej. Nad przetwarzaniem i obróbką zdjęć z nowej lustrzanki czuwa nowy procesor obrazu TruePic III+. Olympus E-30 reklamowany jest jako ''przenośne studio kreatywne''. Projektanci wzbogacili menu aparatu w opcje filtrów artystycznych, tak aby użytkownik nie musiał używać specjalnych soczewek, filtrów, czy stosować kompleksowe techniki przetwarzania obrazu. Z poziomu aparatu można zrobić zdjęcie: w stylu pop art (mocniejsze i żywsze kolory), o miękkiej ostrości (miękka zwiewna tonacja), o bladych i jasnych kolorach (ujęcie pierwszego planu w płaskim, delikatnym świetle), z jasną tonacją (przygaszenie najwyższych świateł i cieni), z efektem ziarnistego filmu (efekt ziarna z fotografii analogowych), na wzór fotografii otworkowej (redukcja jasności na brzegu w połączeniu z unikalną tonacją kolorów). Pojawiła się także bogata funkcja wielokrotnej ekspozycji, która pozwala na złożenie do 4 zdjęć wykonanych w różnym czasie i różnych miejscach.
Innym pomysłem producentów firmy Olympus jest umożliwienie
fotografowania w różnych proporcjach boków obrazu. Domyślne i zarazem
fizyczne proporcje 4:3 można zamienić na: 3:2, 16:9, 6:6, 5:4, 7:6,
6:5, 7:5 lub 3:4.
Czy w dobie komputerów i programów do obróbki zdjęć filtry artystyczne i
kadrowanie zachęcą do kupna tej lustrzanki? Czas pokaże, czy wybór tej
drogi przez konstruktorów był właściwy. Najważniejsze jednak, że ta
lustrzanka przejęła w zasadzie wszystkie możliwości po zaawansowanym
modelu E-3. Producent obiecuje taką samą skuteczność stabilizacji
matrycy co w E-3. To cieszy nasz bardzo, bo E-3 górował w tej kwestii nad
lustrzankami konkurencji i dawał takie wyniki jak najlepsze stabilizowane
obiektywy Nikona i Canona.
Mamy ten sam szybki 11-polowy autofokus, prędkość 5
kl/s, monochromatyczny panel LCD, wysoko podnoszącą się lampę błyskową, gniazdo do podłączenia zewnętrznego
oświetlenia, najkrótszy czas otwarcia migawki równy 1/8000 s i
synchronizację z błyskiem na poziomie 1/250 s. Do tego system Live View
z detekcją kontrastu i 2.7-calowy obrotowy ekran LCD. Warto wspomnieć
także o nowej funkcji jaką jest pomiar poziomu. Aparat pokazuje odchyłki
pionu i poziomu przy kadrowaniu. Cyfrowe poziomice wyświetlane są w
wizjerze, na górnym panelu monochromatycznych i na kolorowych LCD w
trybie Live View.
W aparacie szybkość i łatwość obsługi będą nam zapewniać przyciski, których na obudowie nie brakuje. Egzemplarz z którym mieliśmy do czynienia miał menu analogicznie wyglądające jak w dotychczasowych lustrzankach E-Sytemu. Część funkcji była w nim jednak zupełnie zablokowana, a firmware był na poziomie 0.7. Kilka rzeczy można było jednak zauważyć. Tryb seryjny spisywał się bardzo dobrze i "strzelał" pięcioma klatkami na sekundę przez bardzo długi czas bez zapełnienia bufora. Z lepszymi obiektywami autofokus działał szybko nawet w dość ciemnym pomieszczeniu, w jakim odbywała się konferencja. Wyświetlacz jest lepszy niż w E-3, lecz nadal odstaje od tego co pokazuje konkurencja taka jak Nikony D90 i D300, Canon 50D czy Sony A700. To akurat bardzo dziwi. Olympus konsekwentnie stawia na tryb Live View oraz uchylne wyświetlacze, argumentując to dużą użytecznością takiego rozwiązania. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Dlaczego więc to użyteczne rozwiązanie jest okraszone najgorszym jakościowo LCD w swojej klasie cenowej?
Podstawowa różnica pomiędzy E-3 a E-30, oprócz matrycy, to korpus. Olympusowi E-30 bliżej pod tym względem do E-520, niż E-3. Nie ma pełnych uszczelnień, a korpus wykonany jest z mniej wytrzymałych kompozytów. Bardzo wygodny jest natomiast sam uchwyt. Dłoń dobrze przylega do aparatu, a komfort można poprawić doczepiając grip - ten sam, który pasuje do E-3.
Dzisiaj premierę miał także odnowiony obiektyw
Zuiko Digital 14-54mm f/2.8-3.5 II. W stosunku do poprzednika,
obecna wersja obiektywu będzie współpracowała z autofokusem działającym
na zasadzie detekcji kontrastu. Poprawiona została też przysłona, która
teraz mając 7 listków jest w pełni kołowa. Optycznie nic się jednak nie
zmieniło. Nowego obiektywu na konferencji jednak nie było.
Olympus przygotował świąteczną promocję na aparat mju-1050 SW. Ten kompakt - wytrzymały na uderzenia, wilgoć i mróz - promowany jest wśród narciarzy. W świątecznej promocji do aparatu dołączane są: czapka, etui i... dmuchany ponton do zjeżdżania po śniegu. Cena zestawu jest równa cenie aparatu i ma wynosić niecałe 1000 PLN.
Dzisiejsza konferencja była także okazją do zaprezentowania programu ''Olympus Family Tour''. To rozpoczynający się w tym miesiącu cykl spotkań z firmą Olympus, które będą miały miejsce w największych galeriach handlowych w Warszawie, Krakowie, Gdańsku i Wrocławiu. Na przygotowanych stoiskach będzie możliwość zapoznania się z gamą produktów marki Olympus. Szczegóły na ten temat znaleźć można w artykule ''Olympus Family Tour czyli Roadshow 2008''.
Redakcja Optyczne.pl bardzo dziękuję firmie Olympus Polska za zaproszenie na konferencję prasową.