Sigma A 50 mm f/1.4 DG HSM - test obiektywu
7. Koma, astygmatyzm i bokeh
Jeśli chodzi o astygmatyzm, to średnia różnica pomiędzy poziomymi i pionowymi wartościami funkcji MTF50 dla trzech największych otworów względnych wyniosła 5.4%, co jest wynikiem dobrym. Tak naprawdę największy wkład do tej wartości ma przysłona f/1.4. Przymknięcie obiektywu do f/2.0 lub f/2.8 powoduje, że astygmatyzm spada do poziomu 1–3%, a więc robi się niezauważalny. To wyróżnia Sigmę nawet na tle Zeissa Otusa, który pokazywał mierzalny astygmatyzm do przysłony f/2.8 włącznie.
Nie mamy żadnych zastrzeżeń do wyglądu rozogniskowanych punktów świetlnych. Przede wszystkim rozkład światła jest bardzo równy i nie ma tutaj śladu po cebulowym bokeh, który mocno dawał się we znaki Sigmie 1.4/35. Z jak dobrą sytuacją mamy do czynienia pokazuje porównanie z Zeissem Otusem. Rozkład światła w obu obiektywach jest ładny. W przypadku Otusa, krążki uzyskiwane w rogu kadru były mocno ścięte nie tylko dla f/1.4, ale także dla f/2.0 i zauważalnie ścięte dla f/2.8. W przypadku Sigmy już na f/2.0 krążek uzyskany w rogu pełnej klatki jest z grubsza kołowy, co świadczy o bardzo dobrym połączeniu toru optycznego i obudowy, a jednocześnie o uniknięciu poważnych problemów z winietowaniem. Brawo!